poniedziałek, 31 stycznia 2011

O filmie, który mi się nie podobał

Najpierw chciałam napisać, że mi się ten film podobał.
Potem pomyślałam, że podobało mi się wiele filmów, na przykład „Amelia”, albo „Kiler”, albo „Pokusa”, albo „Piraci z Karaibów” i wiele, wiele innych.
Ostatecznie muszę powiedzieć, że film „Ludzie Boga”, bo o nim mowa, nie podobał mi się.
Bo to nie jest film do podobania.
To jest film do przeżycia.
To jest film – rekolekcje.
Tak sobie myślę, po tym filmie, jak wiele we mnie pychy i jak mało pokory, kiedy myślę jak mi czasem ciężko, jak walczę ze sobą wewnętrznie, jak to w środku przeżywam różne kryzysy w wierze. Ja, ja , ja, pępek świata.
Ale jednocześnie – jak normalna jestem w takim przeplatanym wzlotami i upadkami, wahaniami i wątpliwościami życiu, które ma prowadzić do świętości przecież. Bo przecież jestem jak wszyscy inni, czy są księżmi, matkami, mnichami, pracownikami i kim tam jeszcze, którzy przecież przeżywają to samo. Pod tym względem nikt z nas się nie wyróżnia, wszyscy jesteśmy równi.
Poza tą myślą po zobaczeniu filmu, chciałam się podzielić jeszcze jedną.
Współczuję wszystkim, którzy nie wierzą, którzy nie mają choćby ziarenka wiary w sobie.
Ja mam ciut, odrobinę jedynie i marna ta odrobina jest we mnie, ale nie umiem sobie wyobrazić, aby jej w ogóle nie było...
Polecam gorąco „Ludzi Boga”.

Agnieszka

2 komentarze:

  1. Mi się też nie podobał... mnie zachwycił :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety filmu jeszcze nie widziałam; pozostało mi na razie np. przeczytanie wywiadu z o. Zioło
    http://wyborcza.pl/1,75480,9000989,Trumna_albo_waliza.html?as=1&startsz=x

    Joan

    OdpowiedzUsuń